czwartek, 17 kwietnia 2014

:)

Z góry uprzedzam, to nie jest rozdział! Co nie oznacza, że nie musisz tego przeczytać...
Dostałam mega fajną ofertę od mojej ciotki. Otóż jadę do Sydney na MIESIĄC. Będę tam pracować w studiu tatuaży, ponieważ ciotka go dopiero co założyła i potrzebuje pomocy. Dla mnie to niesamowita okazja zwiedzenia tak znanego i pięknego miasta.
Obiecuje, że blog zostanie ponownie otwarty tak za 5 tygodni! ( no chyba, że coś lub ktoś mnie zabije ;) )
Wasza Momo ;*

niedziela, 6 kwietnia 2014

Prolog


"W...

Dziewczyna powoli przemierzała bezkresny ocean ulic i różnych budowli. Wszystko wydawało się piękne i zadbane, ale nie ma się co dziwić. Sektor I, w którym ów dziewczyna się wychowała właśnie z tego słynął. Przepych można było zauważyć na każdym kroku. Meridzie to nie odpowiadało. Kochała starocie. Była totalnym przeciwieństwem swojego ojca, chociaż wierzyła, że jego poglądy są dobre. Nienawidziła roślin. Kiedy jakąś zobaczyła od razu przechodził ją nieprzyjemny dreszcz. Nie mogła na nie patrzeć. To właśnie przez nie zginęła jej matka. Kobieta zachorowała na nieuleczalną chorobę wywołaną przez Murdie. Matka Meridy niechcący zjadła jeden z owoców tej rośliny zapadając w śpiączkę. Obudziła się kilka godzin przed śmiercią.
Merida naciągnęła pasek swojej jasnej torby i westchnęła cicho. Ojciec wysłał ją na misje do sektoru III. Miała ocenić czy nie mieszkają tam jacyś protestanci. Miejsce, do którego wybierała się dziewczyna budziło w niej przerażenie. Nie miała pojęcia kogo tam spotka. Chodziły słuchy, że ludzie tam nie dbają o higienę. Wszystko pachnie jak zgniłe jajka. Jednak nie ma się co dziwić. Sektor III znajdował się najbliżej powłoki gazowej. Również przerażał ja fakt, że w ów miejscu jest szpital. Merida nienawidziła widoku chorych ludzi. Sama wiele razy się szczepiła by czasami na coś nie zachorować. Dzięki najlepszym specjalistą wynajętych przez jej ojca od ponad 20 lat była ciągle zdrowa.
Brunetka zbliżała się do przystanku metra. Nie miała zamiaru podróżować najszybszymi pojazdami w Tredum. Chciała rozkoszować się podróżą mimo, że była ona do tak nieprzyjemnego i pewnie nieprzyjaznego miejsca. Otworzyła torbę i zaczęła szukać starego portfela mamy. Miała w nim wszystkie pieniądze, które z niemałym trudem uzyskała od ojca. Pan Bonwolio nie lubił pomagać córce. Od samego początku uczył ją, że musi radzić sobie sama. Mała Merida za to go nienawidziła jednak aktualna była mu bardzo wdzięczna za to przygotowanie do życia.
Mała dłoń dziewczyny powędrowała do torby w poszukiwaniu portfela. Niestety nie natrafiła na niego. Brunetka przygryzła wargę i ponowiła próbę z takim samym skutkiem. Ktoś ukradł jej portfel. Na idealnej twarzy Meridy pojawiły się dwie zmarszczki. Była zła. Nie na złodzieja, ale na siebie. Wiązka przekleństw wypłynęła z malinowych ust dziewczyny. Jakaś kobieta je usłyszała i odwróciła się do brunetki. Ta speszona spuściła głowę i bardzo pobladła. Jedna z jej wad, chociaż według innych dziewczyn to plus. Zamiast czerwienić się ona nienaturalnie bladła. Jej skóra przypominała wtedy skórę nieboszczyka.
Merida szybko zaczęła przeszukiwać kieszenie i z ulgą stwierdziła, że ma jakieś pieniądze. Wyciągnęła je, starając się nie upuścić żadnej monety ani banknotu. Fluped nienawidziła kart i wolała korzystać ze starej formy płatniczej. Zresztą ona zawsze wolała wszystko co stare. Po przeliczeniu pieniędzy stwierdziła, że pieniądze starczą jej na bilet do Sektoru III i baton z witaminami. Nie chciała zgłaszać incydentu ojcu, bo wtedy bardzo by go zawiodła, a to ostatnia rzecz, której pragnęła dziewczyna. Po zakupieniu biletu udała się do przedziału z bufetem i zakupiła wcześniej wspomniane jedzenie. Przy okazji zabrała wodę, za którą nie pobierano żadnych opłat. Z nadzieją, że znajdzie kogoś kto udostępni jej mieszkanie, zasnęła.

*

Torba powoli stawała się ciężka. Co chwilę poprawiałam jej ramiączko, spoczywające na ramieniu. Była noc oraz minusowa temperatura, a ja dopiero co wysiadłam z metra. Teraz muszę poszukać tymczasowego lokum i przeżyć 7 dni, a później wrócić. Nie będzie aż tak źle. Rozglądnęłam się i ku mojemu zdziwieniu zauważyłam w oddali światła tawerny. Z uśmiechem na twarzy zaczęłam zmierzać w kierunku budynku. Nagle za plecami usłyszałam dziwne krzyki. Odwróciłam się do źródła i z niewyobrażalną grozą stwierdziłam, że to Katatci. Przełknęłam gulę, która powstała w moim gardle. Zaczęłam biec. Nie miałam zbyt dobrej kondycji więc już po kilkunastu metrach mój oddech stał się szybki i urwany. W akcie strachu zaczęłam się rozglądać gdzie aktualnie znajdują się mężczyźni. Nie zauważyłam wystającej rury więc upadłam. Noga zaczęła mnie niewyobrażalnie boleć. Próbowałam przygotować się na bolesne spotkanie z Katatami, ale jedyne co poczułam to silne dłonie, które oploty moje ramiona. Zostałam podniesiona i przeniesiona do domu obok mojego miejsca wypadku. Głowa zaczęła mnie niewyobrażalnie mocno boleć. Ktoś położył mnie na ziemi przy okazji powodując ból nogi. Syknęłam. Teraz oprócz bólu, który już prawie opanował cały mój organizm chciałam dowiedzieć się do kogo należą tajemnicze dłonie. Podniosłam głowę i zobaczyłam piękne rysy mężczyzny oraz jego czekoladowe tęczówki. Ból nogi oraz głowy nasilił się, a ja zamknęłam oczy. Teraz była tylko ciemność.

*

Cześć moje mordki kochane <3
Ogólnie to miał być rozdział, ale stwierdziłam, że jest zbyt krótki. Soł mamy prolog!
Mam nadzieje, że ta historia was wciągnie, bo ja osobiście mam palpitacje serca na samą myśl o niej...
Z góry przepraszam za błędy, ale nie mam ochoty sprawdzić czy wszystko jest OK.
Szczerze to nie wiem co tu napisać. To mój pierwszy blog więc proszę o wyrozumiałość.
Oh znacie może osobę, która robi szablony? Aktualny wygląd bloga, który zrobiłam sama, strasznie mi się nie podoba. Osoba, którą prosiłam o zrobienie grafiki na razie się do mnie nie odzywa...
Co do rozdziału pierwszego to mam cholerną (z góry uprzedzam, ale strasznie przeklinam...) nadzieje, że dodam go w przeciągu tygodnia!
Wasza Momo :)